Tulipany na Wawelu

Mieszkam już tyle lat w Krakowie i dziwię się, że coraz bardziej kocham to miasto. Myślę, że nigdy mi nie spowszednieje. A kiedy idę na Wawel, jestem w siódmym niebie.
Lubię spacerować zwłaszcza po dziedzińcu, rozpościerającym się zaraz koło Katedry Wawelskiej.
Jego większą część zajmuje ogromny trawnik, nad którym wczesną wiosną pojawiają się chmury białych i różowych kwitnących magnolii.
Trawnik z dwóch stron otaczają długie rabaty kwiatowe. Umiejętnie skomponowane i świetnie pielęgnowane wzbudzają powszechny zachwyt. Również i mój, a na roślinach to ja się znam.

Jak by nie było Wawel to wizytówka Polski. Tu wszystko powinno być piękne.

Na rabatach najwięcej miejsca zajmują byliny, czyli rośliny wieloletnie. Pomiędzy nie dosadzane są rośliny jednoroczne kwitnące bez przerwy przez cały sezon.
Najpiękniej jednak rabata ta wygląda wczesną wiosną. Wtedy zakwitają posadzone grupkami narcyze, oszałamiająco pachnące hiacynty i tulipany.
Ach, te tulipany…

Czytaj dalej

Cień uśmiechu

Czerwiec tamtego roku był wyjątkowo upalny. Chociaż z tego powodu ledwo żyła, za wszelką cenę chciała uczestniczyć w nadchodzącym wydarzeniu: niezwykłej mszy za Polskę, odprawianej na barce na Wiśle, niedaleko Wawelu.

Dotarła na miejsce przed czasem i zajęła krzesło ustawione na utwardzonym nabrzeżu. Nie wszyscy wierni siedzieli, część stała na betonowym deptaku. Jej uwagę od razu zwróciły trzy siostry zakonne stojące z tyłu. Dwie niskie, a między nimi trzecia, wysoka, smukła i zielonkawa na twarzy. Spojrzała na nią ze współczuciem.

Po długiej i wzruszającej mszy rozpoczęła się część artystyczna. Nie miała siły w niej uczestniczyć, bo zmęczenie jej nie opuszczało. Podniosła się z krzesła, odwróciła do tłumu i ogarnęła go spojrzeniem, zatrzymując wzrok na postaciach trzech sióstr zakonnych, które stały z dłońmi złożonymi pięknie jak do modlitwy. Dłonie razem, palce skierowane prosto do góry. Jak one tak wytrzymały tyle czasu? – pomyślała.

I wtedy właśnie ta wysoka, smukła, z zielonkawą twarzą uśmiechnęła się do niej ledwie dostrzegalnie. Niewiele więcej niż cień uśmiechu.

Przez najbliższe trzy dni myśli jej krążyły wokół zakonnicy. Kołatało jej w głowie, że ta kogoś jej przypomina.
– Święta Jadwiga! – zorientowała się wreszcie – Święta Jadwiga Królowa Polski, jak ta na nagrobku w Katedrze Wawelskiej!
Przechodziła koło niego wiele razy. To dzieło Antoniego Madeyskego z 1902 roku zachwycało ją niezmiennie. Cała postać, a zwłaszcza twarz świętej była wspaniale wyrzeźbiona w marmurze karraryjskim.

Świątobliwa Królowa Jadwiga to jedna z najpiękniejszych kobiecych postaci naszej historii. To obrończyni i krzewicielka wiary katolickiej. Opiekowała się klasztorami i szpitalami, wspierała ubogich i chorych. Zdaniem najwybitniejszych historyków jest symbolem tego wszystkiego, co w tysiącletniej tradycji polskiej uchodzi za największe. Zawsze miała na uwadze dobro narodu polskiego. Wierny lud to doceniał i w ciągu wieków
darzył ją kultem. Jej dwór był ważnym ośrodkiem politycznymi, kulturalnym i skupiał elitę intelektualną tamtych czasów.
Umarła tuż po porodzie, w wieku ledwie 26 lat.
Przed śmiercią dokonała zapisu swoich kosztownych sukien, klejnotów i złota na odnowienie krakowskiego uniwersytetu. Sama pochowana została z drewnianymi insygniami królewskimi i w pozłacanej koronie wykonanej ze skóry…

Nasza bohaterka nadal snuła swoje rozważania. W swoim życiu spotkała trzy ważne dla niej Jadzie i wszystkie trzy były prawdziwymi aniołami. Lata temu zamieszkała przy ulicy Królowej Jadwigi i nawet przystanek autobusowy, na którym wysiadała, też nosi nazwę Królowej Jadwigi. Tyle zbiegów okoliczności? A może znaki?

Czytaj dalej

Kameduli z Bielan piorunochronem Krakowa

– Krakowianie, czy wiecie, dzięki komu wasze miasto stoi bezpieczne i nienaruszone przez tyle stuleci? To kameduli są waszym piorunochronem – przed laty uświadomił nam kardynał Karol Wojtyła, kiedy jeszcze nie był papieżem.

Może za rzadko o tym pamiętamy?

Majestatyczny zespół klasztorny usadowił się poza miastem na malowniczej Srebrnej Górze w dzielnicy Bielany. Dawnymi czasy bywały tu koronowane głowy: Marysieńka, król Jan III Sobieski, król Władysław, Jan Kazimierz, Stanisław August Poniatowski.
Od stuleci mieszkają tu mnisi pustelnicy. Z dala od świata, w samotności i ascezie służą Bogu i całemu rodzajowi ludzkiemu.

Mieszkają w osobnych celach- domkach, eremach. Żyją według ustanowionych przed wiekami surowych zasad. Odrzucają wszystko, co przeszkadza w zbliżeniu do Boga. Na ich życie składa się: modlitwa, milczenie, samotność, post, lektura, kontemplacja i praca fizyczna.
Noszą białe habity, a zgodnie z tradycją golą głowy i zapuszczają brody.

Mężczyźni mają tu wstęp zawsze, ale kobiety tylko dwanaście razy w roku. Zastrzegł to w testamencie fundator klasztoru, Mikołaj  Wolski. Erem otoczony jest kilkuhektarowym lasem, a cały teren ogrodzony kamiennym murem. To tajemnicze miejsce. Kto nie chciałby zobaczyć mnichów żyjących jak przed wiekami?

Dobrze mi

Listopad był typowo listopadowy. Chłodny, deszczowy, pochmurny.
Pod koniec miesiąca przyjechała do mnie ukochana kuzynka z Gdańska i dopiero wtedy okazało się, że niepotrzebnie martwiłam się szarugą. Bożenka przywiozła ze sobą słońce.

Od lat jestem zakochana w Krakowie, a zwłaszcza w Wawelu. Od razu wiedziałam, dokąd zabrać moją Bożenkę. Ależ to był cudowny dzień! Włoskie, błękitne niebo bez jednej chmurki, czyste, przejrzyste i rześkie powietrze. No i sam Wawel… stare mury, dziedzińce, katedra…wszystko skąpane w słońcu…
Bajka! Bożenka poszła zwiedzać wystawy, a ja…

Usadowiłam się na tarasie kawiarni z widokiem na Wisłę. Opatulona w ciepły, długi płaszcz wyciągnęłam nogi i utonęłam w fotelu. Zaczęłam przyglądać się ogromnemu, białemu balonowi zawieszonemu na błękitno złocistym niebie. W ciało weszło wszechogarniające rozluźnienie.

Klienci kawiarni przychodzili i odchodzili. Kelnerka krążyła pomiędzy stolikami, a mnie się nawet nie chciało zamówić herbaty. Rozkoszowałam się widokiem, słońcem i wolnością. Ogarnęła mnie błogość.
W końcu przymknęłam oczy. Odpłynęłam… albo raczej zagłębiłam się w sobie.

Tulipany na Wawelu

Mieszkam już tyle lat w Krakowie i dziwię się, że coraz bardziej kocham to miasto. Myślę, że nigdy mi nie spowszednieje. A kiedy idę na Wawel, jestem w siódmym niebie.
Lubię spacerować zwłaszcza po dziedzińcu, rozpościerającym się zaraz koło Katedry Wawelskiej.
Jego większą część zajmuje ogromny trawnik, nad którym wczesną wiosną pojawiają się chmury białych i różowych kwitnących magnolii.
Trawnik z dwóch stron otaczają długie rabaty kwiatowe. Umiejętnie skomponowane i świetnie pielęgnowane wzbudzają powszechny zachwyt. Również i mój, a na roślinach to ja się znam.

Jak by nie było Wawel to wizytówka Polski. Tu wszystko powinno być piękne.

Na rabatach najwięcej miejsca zajmują byliny, czyli rośliny wieloletnie. Pomiędzy nie dosadzane są rośliny jednoroczne kwitnące bez przerwy przez cały sezon.
Najpiękniej jednak rabata ta wygląda wczesną wiosną. Wtedy zakwitają posadzone grupkami narcyze, oszałamiająco pachnące hiacynty i tulipany.
Ach, te tulipany…

Czytaj dalej

Mnich w rudych szatach

Nie miałam pojęcia, w jakiej niezwykłej uroczystości będę uczestniczyć tego dnia.
To była niedziela cztery lata temu. Dzień bardzo ciepły, słoneczny, zupełnie nie czułam jesieni, która już nadeszła.
Jak każdej niedzieli pobiegłam na mszę św. Zdziwiło mnie, że w Katedrze Wawelskiej zastałam nieprzebrane tłumy. Okazało się, że przyjechała delegacja z Węgier, aby podziękować Polakom. W  szczególności krakowianom, za ogromną  pomoc udzieloną im sześćdziesiąt lat temu w czasie rewolucji węgierskiej.
To było takie wzruszające…
Sześćdziesiąt lat po fakcie!!!
Nie zapomnieli, pamiętali, , dziękowali.

Udzielił mi się wzniosły nastrój i muszę  przyznać, że zamiast uczestniczyć w mszy św. uniosłam się na różowej chmurce fantazji.

W swoim życiu naczytałam się przeróżnych jasnych przepowiedni dotyczących losu Polski. Oczami wyobraźni zobaczyłam nasz kraj od morza do morza, od Bałtyku do Morza Czarnego. Nie była to sama Polska, ale unia : Węgry, Litwa, Łotwa, Estonia, Ukraina, Słowacja, Węgry…Na swoich terenach kraje te zajęły się uprawami ekologicznymi. Powracały do dawnych, zapomnianych odmian drzew, warzyw, zbóż. Widziałam kwitnące rolnictwo. Jak okiem sięgnąć wszędzie  zieleń skąpaną w blasku słońca.
Była to zachwycająca kraina miodem i mlekiem płynąca.
Ale cóż w tym dziwnego. Polacy to szlachetny, dzielny, niezłomny naród. I wierzący, bo Polska to nadal ostoja wiary. Było dla mnie oczywiste, że bez pomocy  Boga spełnienie moich marzeń byłoby niemożliwe.

Takie to myśli pojawiały się w mojej głowie na mszy św. w sercu Polski czyli na Wawelu.

Czytaj dalej

Chwile szczęścia w czasie zarazy

Wczoraj przeżyłam chwile szczęścia. Miałam konieczną wizytę u dentystki. W związku z tym musiałam przemieścić się do centrum miasta.
Do niedawna nie było tak źle, mogłam tam jechać raz na tydzień…

Ale…
To był pamiętny dzień. Dzień który zaważył na moim losie. Stałam przy blacie kuchennym, a mąż po dobrym obiadku zamyślony siedział przy stole. Nagle spojrzał do góry, oczy mu zajaśniały i cicho przemówił:
– Jestem twoim aniołem stróżem.
I przykręcił śrubę.

Od tej pory  jeszcze bardziej poczuwał się do obowiązku trzymania mnie w odosobnieniu.  Mogłam się poruszać jedynie w obrębie naszej dzielnicy. Miałam też absolutny zakaz wsiadania do autobusu.  Rozumiem  go, bo przecież funkcja anioła stróża zobowiązuje.
Ale tak mi się chciało do ludzi…

W śródmieściu nie byłam od dawna. Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności, już w autobusie linii 192 zaczęłam doznawać uczucia szczęścia.
To uczucie znacznie zmalało w momencie, kiedy dotarłam do drzwi gabinetu stomatologicznego, ale tylko na chwilę. Moja pani dentystka Kinga to anielska istota: spokojna, delikatna, troskliwa. Z ogromnym zaufaniem oddałam się w jej ręce.

Spotkanie z Dalajlamą

Dwanaście lat temu odwiedził Polskę charyzmatyczny przywódca Tybetańczyków, Dalajlama. Przyjechał również do Krakowa, aby odebrać doktorat honoris causa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ostatnim punktem programu w naszym mieście było spotkanie ze studentami w Auditorium Maximum.

Ja, entuzjastka, namówiłam dwie koleżanki, żebyśmy tam poszły:
– Zobaczycie, że dostaniemy się do auli.
Tym razem mój optymizm zawiódł, bo pod gmachem zgromadziły się nieprzebrane tłumy. Głowa przy głowie. Musiałyśmy odejść około stu metrów od wejścia, żeby tłum nas nie stratował. Czekałyśmy cierpliwie ze wszystkimi.
No bo jak inaczej mogłyśmy uczcić taką osobistość?
Przecież miliony ludzi na świecie czyta jego książki, a nauki w nich zawarte wykorzystuje w życiu. Dalajlama jeździ z misją pokojową po całym globie, a cenią go i poważają najwięksi tego świata.

Jego nauki są proste:
– Dobre serce i rozwijanie wewnętrznych wartości jest kluczem do życia każdego człowieka i pokoju na świecie.
– Dawajcie miłość i dobro, by móc oczekiwać tego samego od innych ludzi. A jeżeli nie możecie dawać dobra, to nie róbcie zła.
Czytaj dalej