Konflikt wewnętrzny

Niedawno spotkałam grupę dziarskich żołnierzy. Szli szybko z naprzeciwka. Wtedy przypomniałam sobie pewne zdarzenie.
Miałam nie więcej niż szesnaście lat i wybrałam się do rodziny na warszawskie Bielany. Droga przebiegała koło koszar. To był letni, słoneczny i ciepły dzień, a za siatką mnóstwo żołnierzy. Podniósł się wrzask : krzyczeli, gwizdali, cmokali. Byłam oburzona takim zachowaniem, więc przeszłam, fukając pod nosem. W głowie mi się nie mieściło, że zaczepiają mnie takie staruchy.
Tym razem, o dziwo, żołnierze zachowywali się całkiem przyzwoicie. Cisza! Żadnych cmokań ani zaczepek. Chodnik był wąski, więc zeszłam na jezdnię, spuściłam głowę i uśmiechałam się do siebie na wspomnienie sprzed lat. Na chwilę podniosłam wzrok i wtedy jeden z żołnierzy odśmiechnął się uprzejmie jak do mamy albo,nie daj Boże, do babci.

Czytaj dalej

Czyżby te marne pół wieku tak wpłynęło na mój wygląd?
Nie, to niemożliwe. Owszem, dochodziły do mnie herezje ochoczo wygłaszane przez koleżanki, że w pewnym wieku kobiety staja się niewidoczne. Przybywało też impertynentów ustępujących mi miejsca w komunikacji miejskiej.
Zaczęłam baczniej przyglądać się sobie w lustrze, jedynym takim dużym  w moim mieszkaniu. Wprawdzie zawieszone jest w przedpokoju bez okien, ale lustro to lustro.
Spoglądała na mnie całkiem młoda osoba. Zaczęłam bić się z myślami.
I nie wiadomo, jak długo by to trwało, gdyby litościwe Wyższe Sfery nie podesłały mi do wyboru dwóch zbawiennych myśli, które zażegnały mój konflikt wewnętrzny: być może  przez te lata poziom kultury osobistej Wojska Polskiego znacznie się poprawił albo była to grupa gejów…

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. pola wymagane*