Kocham leniuchowanie

Każdej zimy popadam w osobliwe odrętwienie.
Na zewnątrz zimno, w domu też nie za ciepło, bo gaz drogi. W związku z tym już wczesną jesienią moszczę sobie barłóg na kanapie. Mam zestaw poduszeczek i puchową kołdrę do przykrycia, jeszcze z mojego wiana. Poszewki oczywiście dobrane kolorystycznie do kwiecistego obicia kanapy.
W zasięgu ręki mam książki, zeszyty, ołówki, piloty, kremy…
Kiedy na dworze wiatr, zimno i pada, ja wchodzę pod kołdrę i jest mi dobrze jak w niebie.

Na dodatek zdołałam się pozbyć wyrzutów sumienia. To zasługa mojego głosu wewnętrznego, który cierpliwie mi tłumaczy:
Zasłużyłaś na odpoczynek, bo, przyznaj sama, napracowałaś się w tym roku. Człowiek nie jest maszynką do roboty. Nieraz ważniejsza jest chwila postoju i zastanowienia a nawet i nuda…

Co widzieliśmy?

aniołNatknęłam się kiedyś w Internecie na opowieść pewnej kobiety o niezwykłym zdarzeniu. Wybrała się z koleżanką na mszę św. Kiedy zaczęto udzielać komunii św., pojawiło się do pomocy dwóch młodych księży. Byli niezwykle urodziwi. Towarzyszył im mocny, przepiękny zapach. Jakież było zdziwienie autorki opowieści, kiedy okazało się, że koleżanka ich nie widziała!

To właśnie ten piękny zapach przywołał wspomnienia sprzed lat.
Było to piętnaście lat temu. Pewnego powszedniego dnia jesienią zajrzałam do kościoła Na Skałce.
Trwała msza św. i wszystkie miejsca siedzące były zajęte. Jak okiem sięgnąć wszędzie było widać młodych i bardzo dorodnych zakonników w białych szatach. Cały kościół wypełniał intensywny, niewiarygodnie piękny zapach. Pamiętam myśl, która pojawiła się wtedy w mojej głowie: Ciekawe, skąd księża maja kasę na takie ekskluzywne perfumy…

Od wielu lat nie byłam w kościele Na Skałce. Poruszona opowieścią kobiety z Internetu w najbliższą niedzielę pobiegłam tam na mszę. Tym razem kościół był pusty, wiernych mało, a do mszy służyło dwóch zakonników. Nie przypominali tych sprzed lat.

Nie wiedziałam, co o tym sądzić: przed laty widziałam ludzi czy może anioły?

Czytaj dalej

Jak powstawał mój blog

’Warto wierzyć’ był moim pierwszym tekstem. Wtedy nie miałam pojęcia, że poważę się na założenie bloga. Pisałam go przez tydzień. Kiedy już się do tego zabrałam, okazało się, że w mojej głowie pojawia się na raz mnóstwo wyrazów, określeń, zdań na wyrażenie tego samego. Musiałam długo zastanawiać się, co wybrać. Wstawałam w nocy i poprawiałam… Nie tylko przecinki.

Potem wszystko układało się samo.
Któregoś dnia córka przybiegła z wiadomością, że organizowany jest kurs kreatywnego pisania.
– Idź i zapisz się, bo przyjmują tylko do jutra.
Posłuchałam. Przedstawiłam mój jedyny tekst. Nie wiem, czy się spodobał czy nie było kompletu chętnych. Zostałam przyjęta.
Była to dla mnie katorga. Koleżeństwo wykształcone, oczytane, z poczuciem humoru i na luzie. A ja co? Ogrodniczka, która całe życie spędziła z roślinkami i ze swoimi myślami. Czułam się przy nich taka malutka…
– Nigdy więcej – przyrzekłam sobie w myślach po zakończeniu pierwszego kursu.

Po jakimś czasie mi przeszło i nadal chodzę na kursy kreatywnego pisania. Zdarzało się, że rysowałam pod ławką, aby rozładować napięcie. Zdarzało się, że ktoś zaglądał mi przez ramię I mówił:
-Jakie ładne.

 

Czytaj dalej

Kanapka

Na początku pandemii popełniłam przestępstwo. Mąż, w swojej łaskawości, zezwolił mi na zrobienie zakupów w sklepie spożywczym. Wyposażona w duży wózek na kółkach udałam się po żywność. Ponieważ nie było wszystkich produktów w jednym sklepie, poszłam do drugiego. Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim i wtedy usłyszałam:
– Jesteś nieodpowiedzialna. Miałaś przepustkę tylko do jednego sklepu.

Dostałam szlaban. Przez dwa miesiące nie wychodziłam poza teren ogrodu. Mąż, uzbrojony w rękawiczki i maseczkę, raz na tydzień wyruszał po prowiant. Często brakowało jakiś produktów, ale nie buntowałam się. Pandemia to pandemia. Wszyscy znosili przecież pewne niedogodności. Poza tym miałam tyle pracy w ogrodzie że nie miałam czasu nad tym się zastanawiać .

Po jakimś czasie emocje zaczęły opadać, choć w naszym gospodarstwie domowym ciągle brakowało jakichś produktów .
W czasie dwumiesięcznego odosobnienia przemyślałam ostatnie wydarzenia i doszłam do wniosku, że pożyłam już dość długo. Urodziłam dwoje dzieci, które są już mocno dojrzałe i zaradne. Naharowałam się tez nieźle.
Byłam przekonana, że nic a nic nie boję się zarazy. Jeśli umrę, to trudno.

Któregoś wieczora zrobiłam sobie kanapkę z produktów, które od dawna wszystkie na raz nie gościły na naszym stole. Kanapka składała się z: ciemnego chleba, masełka, plasterka szynki i pomidorów. Stanęłam na progu domu, odgryzłam kęs… Była przepyszna!
Chyba ten zapomniany smak sprawił, że poczułam się nieziemsko szczęśliwa.

Czytaj dalej

Konflikt wewnętrzny

Niedawno spotkałam grupę dziarskich żołnierzy. Szli szybko z naprzeciwka. Wtedy przypomniałam sobie pewne zdarzenie.
Miałam nie więcej niż szesnaście lat i wybrałam się do rodziny na warszawskie Bielany. Droga przebiegała koło koszar. To był letni, słoneczny i ciepły dzień, a za siatką mnóstwo żołnierzy. Podniósł się wrzask : krzyczeli, gwizdali, cmokali. Byłam oburzona takim zachowaniem, więc przeszłam, fukając pod nosem. W głowie mi się nie mieściło, że zaczepiają mnie takie staruchy.
Tym razem, o dziwo, żołnierze zachowywali się całkiem przyzwoicie. Cisza! Żadnych cmokań ani zaczepek. Chodnik był wąski, więc zeszłam na jezdnię, spuściłam głowę i uśmiechałam się do siebie na wspomnienie sprzed lat. Na chwilę podniosłam wzrok i wtedy jeden z żołnierzy odśmiechnął się uprzejmie jak do mamy albo,nie daj Boże, do babci.

Czytaj dalej

Turkusowy fotel

Jest! Jest! Jest! Jest! Jest! Jest! Wreszcie przyjechał do mnie turkusowy fotel uszak. Stanął na razie w przedpokoju i spokojnie czekał na wniesienie po schodach do góry. Patrzyłam z miłością  na jego szlachetne kształty pokryte  aksamitem. Był taki wygodny, duży, solidny. Cudny! Nie jakiś tam pospolity i byle jaki, ale wyśniony i wymarzony.
Naprawdę wyśniony! A było to tak: Dawno temu podczas mszy św westchnęłam:
– Najukochańszy Panie Boże, tak bym chciała zobaczyć, jak jest na tamtym świecie. Tylko tyle, nie nalegałam, nie prosiłam . Od razu zostałam wysłuchana.

Najbliższego ranka miałam sen:
Siedziałam w swojej poprzedniej obskurnej kuchni, kiedy usłyszałam dzwonek. Zerwałam się, żeby otworzyć. Musiałam jednak przejść przez sąsiednie pomieszczenie. Kiedy tam weszłam, popadłam w zachwyt: znajdowałam się w turkusowej komnacie. A w turkusowej komnacie stały dwa turkusowe fotele.
Na jednym turkusowym fotelu spał mały kotek, a na drugim turkusowym fotelu mała sówka.
Otworzyłam drzwi wejściowe, a tam zobaczyła trzech mężczyzn, jak się domyśliłam 'świeżo dowiezionych’. Po krótkiej wymianie zdań wiedziałam już, że jestem na 'tamtym świecie’. Najbardziej zachwycały mnie kolory: czyste, mocne, świetliste.
Zaczęłam się zastanawiać, co oznaczały zwierzątka słodko śpiące na fotelach. Podpytywałam znajomych. Nie wiedzieli. W końcu sama doszłam do wniosku, że śpiący kotek to symbol sił magicznych a śpiąca sówka, jak wiadomo, mądrości.
– A może dałoby się już teraz dysponować takimi umiejętnościami ? – kombinowałam.
Cicho, bez napięcia zaczęłam marzyć o turkusowym fotelu bo pewnie razem z nim przyszłaby mądrość i magia.

I wreszcie, po latach, przy okazji innych zakupów, stałam się szczęśliwą posiadaczką  tego cuda.

Czytaj dalej