Smak światłości

szkic serduszka
ładne serduszka, żałujcie że nie widzicie

Nie tak dawno z grupą przyjaciół zwiedzała Rydlówkę – miejsce, w którym Stanisław Wyspiański wiele, wiele lat temu znalazł inspirację do „Wesela”. Dawniej dom prywatny, teraz muzeum. To była cudowna stara drewniana chałupa, a może nawet dworek, w którym wszystko ją zachwycało. Najpierw droga wysypana żwirkiem, stare drzewa, półdziki ogród. Żadnej nowoczesności czy minimalizmu. Znalazła się w dawnym, czarownym i romantycznym świecie. Sama ekspozycja złożona z pamiątek, obrazów, starych sprzętów.

Sam profesor Jan Rydel, prawnuk Lucjana Rydla, oprowadzał ich po muzeum i znakomicie wprowadzał w nastrój okresu Młodej Polski. Odnalazła tam atmosferę dawnej wsi. Było tam wszystko, co kocha:

Czytaj dalej

historia, sztuka i kawał chlubnej artystycznej historii. Opuściła muzeum w zachwycie i uniesieniu.

Do domu musiała dojechać dwoma autobusami. Jeden kursuje dwa razy na godzinę, a drugi trzy. Miłe było, że kiedy dochodziła do przystanków oba natychmiast się pojawiały. Niby nic, ale nie dla niej.
Od dawna zwraca uwagę na – wydawałoby się – nieistotne zdarzenia. Wie, że nie ma przypadków i nic się nie dzieje bez przyczyny. Zauważyła, że to, czym emanuje w danej chwili wpływa na to co ją spotyka. Te dwa autobusy, które pojawiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przypomniały jej pewne zdarzenie sprzed lat.

Było to w czerwcu, pogoda słoneczna i upalna. Po południu miała jechać do fryzjerki. Z powodu upału nie dało się żyć, więc wyciągnięta na kanapie zaczęła oglądać telewizję. Natrafiła na film popularnonaukowy o łączeniu się ludzi różnych wyznań. Płynęły piękne słowa i równie piękne obrazy wysycone złotem ukazywały się na ekranie. Popadła w zachwyt. Miała wrażenie, że słońce zstąpiło do jej serca. W tamtym momencie kochała wszystkich ludzi i wszystko, co ją otaczało. Wypełniła ją światłość i niesamowite szczęście. Nie czuła swojego ciała. Był to stan duchowej nieważkości.

W takim nastroju wsiadła do autobusu. A tam… pasażerów było mało i ze zdumieniem zauważyła, że cały autobus jej asystuje. Ktoś zapraszająco poklepywał miejsce koło siebie, ktoś inny pokazywał jej kasownik. Wydarzyło się to dawno, może z piętnaście lat temu, ale dobrze je pamięta, bo było to niezwykłe zdarzenie. Takie stany uniesienia nie zdarzały jej się często. Kiedy jest w nastroju fruwającym obcy ludzie na ulicy uśmiechają się do niej, a nawet kłaniają. Wszystko idzie jak po maśle i spotyka wtedy osoby otwarte, życzliwe, zadowolone.

Gorzej kiedy humor szwankuje…

Nie ma nic piękniejszego od światłości w sercu, więc zastanawiała się co zrobić, żeby nie popadać w zły nastrój. Wreszcie dotarło do jej świadomości, że na każdym kroku trzeba pokładać ufność w Panu Bogu. Nawet w całkiem małych sprawach. Wystarczy powtarzać: Jezu, Ty się tym zajmij lub Jezu, ufam Tobie.

To pomaga.


Jeśli podobał ci się ten tekst zapraszam Cię do odwiedzenia kategorii warto wierzyć klikalny link, w którym znajdziesz inne teksty w podobnym stylu.

Sprawdź również inną moją historię klikalny link

5 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. pola wymagane*