Było to dość ponure późne popołudnie na przedwiośniu. Chodziłam sobie sama po Krakowie tak jak to mam w zwyczaju. Dochodziłam już do końca Sławkowskiej, kiedy zauważyłam idącego z przeciwka oberwańca. W starej skórzanej kurtce, nieświeży i z kropelką na końcu nosa.
Prosił mnie o 80 groszy.
Otworzyłam portmonetkę, zastanawiając się dlaczego tak mało?
Pewnie źle odczytał moje wahanie, bo ponowił prośbę, opowiadając przy tym o swoim nędznym życiu.
Najpierw jednak przedstawił się:
– Mam na imię Mieczysław.
– A ty?
– Ela.
Powiedział, że następnego dnia kończy 60 lat i to go przeraża. Chciałam go pocieszyć i zgodnie z prawdą beztrosko rzuciłam:
– A ja mam 62.
Zaskoczony moją szczerością rozpostarł szeroko ramiona, objął i podniósł do góry wykrzykując na całą ulicę:
– Ela, jesteś młoda d..a!
Sytuacja się zmieniła, poczuł się moim dobrym znajomym. Nadal opowiadał o sobie.
Twierdził, że jest jazzmanem. Przesiedział 15 lat w jednej celi z zabójcą Andrzeja Zauchy. Ponoć wyszedł pół roku temu i wałęsał się po Krakowie. Jedno dziecko ma w RPA, drugie w Stanach. Ubolewał, że żona na niego nie czekała. Ciężko pracował, grając latami na statkach pasażerskich, a ona przepuszczała pieniądze ze znajomymi i bawiła się na całego. Mietek spowodował wypadek lotniczy, zginęło w nim sześć osób i dlatego tak długo był w więzieniu.
Oczy robiły mi się okrągłe ze zdziwienia, kiedy opowiadał o artystycznym środowisku Krakowa, bo o wielu osobach dobrego zdania to on nie miał. O Nahornym mówił jak o swoim kumplu.
Chyba żebym uwierzyła w jego historie zaczął śpiewać i grać na wyimaginowanej gitarze.
Co to było za widowisko!
Zapadł już zmrok, płatki śniegu wirowały w świetle lamp, gdzieniegdzie przemykali ludzie, omijając nas szerokim łukiem, a on śpiewał:
– O Ela, straciłaś przyjaciela…
Wychodziło mu to tak pięknie, że aż zaczęło mnie skręcać w brzuchu i uwierzyłam we wszystko, co mi opowiedział.
Nie widziałam już jego marnej kondycji ani kropelki na końcu nosa.
Jazzman Mietek był zachwycający!
Po prostu GENIALNE! 🌷