Zmarszczki

– Tobie już nie pomoże żaden krem. Może cię jedynie uratować siatka wszczepiona do twarzy. Wiesz, coś takiego, jak ma Catherine Deneuve – taką ocenę jej stanu urody wydała rodzona siostra.
Mama nie była gorsza, bo zauważyła worki wiszące na plecach i wiotki podbródek.
Kielich goryczy przepełniła jednak ekspedientka w Rossmanie, gdy nieproszona zaczęła zachwalać zabiegi chirurgii plastycznej.
– Czyżby tak było ze mną źle? – pomyślała.
Spłoszona zaczęła w lustrze śledzić na swoim ciele oznaki upływającego czasu.
Nie znosiła powtarzania pseudoprawd w rodzaju: będzie już tylko gorzej, z wiekiem człowiek tyje, starość nie radość.
Dlatego dbała o siebie. Zazwyczaj zdrowo się odżywiała, pracowała fizycznie, od kilkunastu lat uprawiała Pięć Rytuałów Tybetańskich, a od niedawna qi gong.
Jednak coś by poprawiła…
Powoli dojrzewała do operacji plastycznej i nawet zaczęła robić wywiady wśród znajomych.
Zapytała kiedyś kuzyna z Houston:

Czytaj dalej


– Józiu, a wśród twoich znajomych są jakieś osoby, które coś majstrowały przy urodzie?
– Są takie dwie.
– I co, zdrowe?
– Obie chore na raka.

Zaczęła być czujna, ale nadal marzyła o poprawieniu urody. Wyszukiwała filmy na ten temat i oglądała. A tam lekarze ochoczo rysowali na ciałach potencjalnych klientek przerażające czarne linie, które miały wyznaczać przyszłe cięcia.
Panie lekarki śliczne, gładziuteńkie na buziach. Tylko dlaczego takie podobne do siebie? I te grubaśne usteczka to chyba pokąsane? Któregoś dnia jak zwykle zaczęła oglądać film na nurtujący ją temat.
Był pan doktor i była pacjentka.
– Ależ on paskudny – pomyślała. Krogulczy nos, szara cera,odstające uszy… Koszmar!
I wtedy w jej głowie pojawiła się myśl: „Skoro te operacje są takie rewelacyjne, to dlaczego najpierw nie zrobi porządku ze sobą?”
W jednej chwili prysły jej marzenia. Polubiła swoje zmarszczki, a może nawet je kiedyś pokocha.

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. pola wymagane*