Twarda sztuka

– Zosiu, Zosiu, chodź tu zaraz. Zobacz jak ta pani pięknie wygląda, a ma skończone dziewięćdziesiąt jeden lat.

Tak pani Krysia niedawno była witana przy rejestracji w przychodni. Lekarz zareagował podobnie, bo kiedy ją zobaczył, zamiast skupić się na chorobie rozmarzył się:
– Gdybym ja tak wyglądał w pani wieku…

Pani Krysia to twarda sztuka. Ma wyrobione zdanie na każdy temat i lubi krytykować. Kiedy jej tłumaczę, że każdy ma jakieś swoje fioły, ona rezolutnie odpowiada:
– Ja nie, ja mam same bratki.

Jest niezwykle żywotną osobą. Cały czas ma coś do zrobienia i w domu, i w ogrodzie. Jesienią tego roku weszła na jabłonkę, bo nie mieściło jej się w głowie, że owoce mogą się zmarnować. Nie byłam obecna przy tym wydarzeniu i nie wiem, kto jej pomógł zejść. Czy Marysia, która robi zakupy, czy Basia albo Tadzio pomagający jej w ogrodzie. Bo pani Krysia ze wszystkimi się przyjaźni, do każdego zagada, podzieli się czym może.

No cóż, nawet taka niezła, silna maszyna kiedyś wysiądzie. Właśnie teraz, w czasie zarazy musiała mieć zmieniony rozrusznik w sercu. Początkowo przekładano termin, co wywoływało we mnie pewien niepokój.
Gdzież miałam szukać pociechy jak nie u Pana Boga. Tak mu tłumaczyłam:

Czytaj dalej


– Panie Boże, nie mam do Ciebie żadnej prośby. Pani Krysia przeżyła już tyle lat. Nadal jest na niezłym chodzie, ale odczuwa pewne dolegliwości. To taka szczodra, litościwa i kochająca dusza. Na tamtym świecie jest lepiej i piękniej…Oddaję ją w Twoje ręce. Cokolwiek się stanie, będzie dobrze, Ty decyduj.

Nie wiem, czy Wyższe Sfery wzięły pod uwagę moje rozważania. Być może. Bo to co się potem wydarzyło, było po prostu niezwykłe.

Pani Krysia mieszka w dużym mieście gdzie jest kilkanaście szpitali. W końcu została przyjęta na zabieg. Jedyną osobą z rodziny, która pracuje w służbie zdrowia jest jej bratanica Hania. Tak się złożyło, że nie widziały się kilkanaście lat. Kiedy wreszcie leżała na oddziale, pierwszą pielęgniarką ,jaka weszła do pokoju, była Hania! Pomimo maseczki pani Krysia od razu ją poznała. Po oczach. Hania zaopiekowała się nią jak własnym dzieckiem.

Operacja przebiegła bez komplikacji. Po tygodniu szczebiotała jak zwykle. Tyle tylko, że podczas ostatniej rozmowy to ja szczebiotałam. Ze szczęścia. Pani Krysia nie byłaby sobą, gdyby na pożegnanie nie powiedziała:
– No to do usłyszenia, kumo.

————————————————————————————————————————————————

Jeśli tekst ci się spodobał, udostępnij go dalej. Dzięki temu dajesz nam możliwość rozwoju.

Dziękujemy!

 

6 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. pola wymagane*