W tym roku, pomimo zarazy, wybrałyśmy się z moją przyjaciółka Lucyną w Bieszczady. Wycieczka udała się znakomicie: pogoda, nocleg, zwiedzanie. Kiedy zamknę oczy i myślę o tym wyjeździe, widzę tylko słońce. Może to za sprawą niezwykłego spotkania…
Bo w drodze powrotnej uparłam się, że musimy jechać do Przemyśla. Miewam takie silne nakazy wewnętrzne.
Dzień był wyjątkowo upalny jak na koniec września. Spacerowałyśmy po mieście i w zachwycie podziwiałyśmy strome uliczki, malownicze podcienia i kościoły. Jest tam dużo ogromnych kościołów ,co mnie zaskoczyło, bo Przemyśl to nieduże miasto.
Dosyć już zmęczone dotarłyśmy do najstarszych zakątków w mieście w okolice katedry.
I nagle…
Zobaczyłam skąpanego w słońcu Anioła Stróża Polski. Stał na postumencie, podpis był widoczny z daleka, więc od razu było wiadomo, z kim ma się do czynienia.*
– O mój kochany! – ucieszyłam się na głos, bo mogłam sobie na to pozwolić. Wiedziałam, że Lucyna nie będzie się ze mnie śmiała, a poza tym byłyśmy same.
Dopiero po powrocie do domu dowiedziałam się o nim więcej.
Otóż trzeciego maja 1863 roku, po upadku powstania styczniowego, na ulicach Przemyśla ukazał się niezwykły młodzieniec. Ubrany był z wiejska, ale promieniował światłem. Zdumiewało, że posługiwał się uczonym językiem. Opowiadał o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości Polski.
Wtedy to przepowiedział, że papieżem zostanie Polak i od tego czasu będzie wzrastać znaczenie naszego kraju. Mówił, że Pan Bóg dopuścił tak wielkie cierpienie narodu polskiego, aby zmazać jego grzechy. Mówił, że Pan Bóg szczególnie ukochał Polskę jako ostoję wiary!!!