Zastanawiałam się ostatnio nad tym, w jaki sposób ludzie poprawiają sobie nastrój. Zapytani o to znajomi odpowiadali standardowo: idę do kina, do teatru, na tańce, czytam książkę. Nieco oryginalniej wypadła pani Irenka: Pozrzędzę sobie i od razu mi lepiej.
Najlepszy był jednak mój wieloletni kolega Adaś: Ja zawsze mam dobry humor.
W pierwszej chwili spojrzałam na niego zdziwiona, ale już za moment dotarło do mnie, że to prawda.
Adaś wygląda znakomicie. Jest szczupły, opalony i oczywiście uśmiechnięty. Dużo mu zawdzięczam. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie na targu. Sprzedawał roślinki rozłożone na stole. Ubrany był w garnitur. Z kieszonki wystawał mu długopis. Najwyraźniej zawstydzone oczy spuszczone. Typowy intelektualista.
Jeżeli on może sprzedawać na targu, to ja też – pomyślałam.
Działo się to dawno temu. Adaś, jak my wszyscy, przeżywał wzloty i upadki. Przez jakiś czas zajmował eksponowane stanowisko, bo ma ukończone wyższe studia. Wreszcie zaszył się w swoim ogrodzie. Ktoś by może powiedział, że na starość, ale on ze swoją filozofią życiową nigdy nie będzie stary. Jest pełen pasji, stale poszukuje nowych roślin i kiedy o tym opowiada, oczy mu błyszczą. Cały się rozjaśnia. Mój kolega ciągle coś dzieli, sieje, przesadza. Rośliny mało znane to dla niego wyzwanie. Zakłada poletka doświadczalne, obserwuje, porównuje. Zdobył ogromną wiedzę. Wystarczy posłuchać, z jaką miłością opowiada o swoich podopiecznych.
To chyba wszystko wyjaśnia.