Niedawno spotkałam grupę dziarskich żołnierzy. Szli szybko z naprzeciwka. Wtedy przypomniałam sobie pewne zdarzenie.
Miałam nie więcej niż szesnaście lat i wybrałam się do rodziny na warszawskie Bielany. Droga przebiegała koło koszar. To był letni, słoneczny i ciepły dzień, a za siatką mnóstwo żołnierzy. Podniósł się wrzask : krzyczeli, gwizdali, cmokali. Byłam oburzona takim zachowaniem, więc przeszłam, fukając pod nosem. W głowie mi się nie mieściło, że zaczepiają mnie takie staruchy.
Tym razem, o dziwo, żołnierze zachowywali się całkiem przyzwoicie. Cisza! Żadnych cmokań ani zaczepek. Chodnik był wąski, więc zeszłam na jezdnię, spuściłam głowę i uśmiechałam się do siebie na wspomnienie sprzed lat. Na chwilę podniosłam wzrok i wtedy jeden z żołnierzy odśmiechnął się uprzejmie jak do mamy albo,nie daj Boże, do babci.