– Zosiu, Zosiu, chodź tu zaraz. Zobacz jak ta pani pięknie wygląda, a ma skończone dziewięćdziesiąt jeden lat.
Tak pani Krysia niedawno była witana przy rejestracji w przychodni. Lekarz zareagował podobnie, bo kiedy ją zobaczył, zamiast skupić się na chorobie rozmarzył się:
– Gdybym ja tak wyglądał w pani wieku…
Pani Krysia to twarda sztuka. Ma wyrobione zdanie na każdy temat i lubi krytykować. Kiedy jej tłumaczę, że każdy ma jakieś swoje fioły, ona rezolutnie odpowiada:
– Ja nie, ja mam same bratki.
Jest niezwykle żywotną osobą. Cały czas ma coś do zrobienia i w domu, i w ogrodzie. Jesienią tego roku weszła na jabłonkę, bo nie mieściło jej się w głowie, że owoce mogą się zmarnować. Nie byłam obecna przy tym wydarzeniu i nie wiem, kto jej pomógł zejść. Czy Marysia, która robi zakupy, czy Basia albo Tadzio pomagający jej w ogrodzie. Bo pani Krysia ze wszystkimi się przyjaźni, do każdego zagada, podzieli się czym może.
No cóż, nawet taka niezła, silna maszyna kiedyś wysiądzie. Właśnie teraz, w czasie zarazy musiała mieć zmieniony rozrusznik w sercu. Początkowo przekładano termin, co wywoływało we mnie pewien niepokój.
Gdzież miałam szukać pociechy jak nie u Pana Boga. Tak mu tłumaczyłam: