Ach, ta Twoja czarna, kręcona, gęsta czupryna. Gdziekolwiek się znalazłaś, wyróżniała Cię z tłumu.
Kiedy już poznałyśmy się bliżej, lubiłam w zachwycie zanurzać w niej dłoń.
Nie, nie często, bo nigdy nie byłyśmy ze sobą całkiem blisko. Kiedy zobaczyłam Cię pierwszy raz, w mojej głowie pojawiła się myśl:
– Chciałabym mieć taką koleżankę.
Życzenie, owszem, spełniło się, ale nie od razu i nie tak jak bym tego chciała.
Po kilku latach po prostu należałam do grupy, którą uczyłaś pisać.
Ty prowadząca, a ja uczennica.
Wtedy zorientowałam się, że całkiem inaczej patrzymy na rzeczywistość, a zwłaszcza na nierzeczywistość. Na zajęciach czytałyśmy swoje teksty na głos. Nigdy nie powiedziałaś mi złego słowa. Spuszczałaś jedynie głowę i unikałaś mojego wzroku. Wtedy wiedziałam, że nie podoba Ci się to, co napisałam.
Zajęcia prowadziłaś znakomicie. Wyszukiwałaś odpowiednie treści, streszczałaś, zestawiałaś i dostawaliśmy takie gotowce. To na pewno kosztowało Cię dużo pracy.