Lat chyba ze trzydzieści temu moja mama była stałą klientką Rosjan sprzedających na bazarze. W tamtych czasach miała takie hobby. Przynosiła do domu różne drobiazgi, a potem głowiła się, kogo może daną rzeczą uszczęśliwić.
Jednym z nabytków była bawełniana bluzka w poprzeczne szaro-granatowe paski. Może nadawałaby się do obozu pracy, ale nie na ulicę.
Innego zdania była moja rodzina. Siostra użytkowała ją parę lat, a potem moja starsza córka następne parę. Nic dziwnego, że miała chyba więcej dziur niż materiału.
I w takim stanie, przygarnęła ją moja młodsza córka, Krystyna. Niezrażona jej wyglądem, pospinała dziury agrafkami i gotowe!