Lustra

Popatrując w lustraChyba nikt nie ma wątpliwości, że skoro dostaliśmy w dzierżawę ciało, to naszym obowiązkiem jest o nie dbać.
A jak najłatwiej ocenić jego kondycję? Popatrując w lustra!
Z grubsza przeciętny śmiertelnik może podzielić lustra na bezlitosne i dobrotliwe.
Lustra bezlitosne spotykam coraz częściej, bo ich ilość rośnie wprost proporcjonalnie do lat, których mi przybywa. Wśród nich prym wiedzie lustro-tyran z salonu fryzjerskiego pani Joli. Nie dosyć że pokazuje każdą zmarszczkę, to trzeba oglądać swoje oblicze w najbardziej niekorzystnym momencie, kiedy można powiedzieć, nic się nie ma na głowie.
Lustra dobrotliwe, jak sama nazwa wskazuje, są nam przychylne. Jestem szczęśliwą posiadaczką właśnie takiego egzemplarza. Wisi w przedpokoju bez okien. Oświetla go słaba żarówka, a to co w nim zdołam dojrzeć z reguły mnie zadowala.

Czytaj dalej

Warto wierzyć

Piszę te słowa z serca, z potrzeby dzielenia się rzeczami prostymi i pięknymi.

Moje doświadczenia zaczęły się wiele, wiele lat temu. Byłam mniej niż umiarkowaną katoliczką i uważałam się za grzesznicę. Mam takie swoje własne miejsce na ziemi, które uważam za kwintesencję polskości i boskości. Lata całe nie miałam śmiałości, aby tam chodzić, bo czułam się niegodna. Powolutku jednak zaczęłam. Klęczałam na schodku przed kaplicą (no bo ja taka grzesznica) i coś tam mruczałam pod nosem do obrazu Matki Boskiej. Kiedyś jednak mnie zauważyła, bo nagle dostałam tak ogromną dawkę energii, że myślałam że się przewrócę, a przekaz był jeden: naprzód. Nic więcej. Nie dowierzałam sobie, nic nikomu nie mówiłam.

Przyjechał jednak mój brat cioteczny – misjonarz. Jemu mogłam to opowiedzieć. Przyjął to całkiem spokojnie i skomentował: Widzisz, jaka to niesamowita energia?

Po latach zrozumiałam: nie patrz do tyłu, nie rozpamiętuj przewinień, prawdziwych lub wyimaginowanych, nie rozczulaj się nad sobą – tyle jest do zrobienia dla naszych dzieci, dla Polski.

Mijał czas. Trochę o tym zapomniałam. Okresowo cierpiałam na depresję. Nadszedł więc dla mnie taki bardzo trudny okres. Dziś pamiętam tylko, że zostałam, jak na sznurku, zaciągnięta do mojego kącika w kościele. Oprócz wizerunku Matki Boskiej wisi tam Pan Jezus Ukrzyżowany. Bałam się cierpienia, nie mogłam patrzeć na to biedne ciało. Nic nie rozumiałam. Nagle przyszła myśl, że obojętne czy chcę, czy nie i tak mam swoją dawkę cierpienia. Świadomie zwróciłam się do Krzyża, pogodzona

.