Zdarzenie to miało miejsce w czasach głębokiej komuny. Młodszemu pokoleniu trudno chyba sobie wyobrazić pustki w sklepach, ale rzeczywiście tak było, czyli nic nie było.
Zbliżała się studniówka i należało się do niej przygotować, czyli modnie ubrać. Miałam kochających rodziców, więc wyposażona w odpowiednie finanse, udałam się na zakupy do stolicy, oddalonej od mojego rodzinnego miasta o 100 km.
Jechałam autobusem. Usadowiłam się na samym końcu, zrobiłam porządek w portfelu, a potem, jak to ja, rozmarzyłam się, wyobrażając sobie, jakie to cuda za chwilę nabędę .
W tamtych czasach zakupy były proste, bo szło się do komisów na Nowym Świecie albo na bazar Różyckiego.