Świt w ogrodzie

Wstaje dzień. Drzewa, krzewy i kwiaty pokryte srebrzystą rosą stają się coraz bardziej widoczne.

Po niebie snują się chmurki różowo-niebieskie. Cisza, spokój. To tylko pozory.
Kiedy rośliny po nocy budzą się do życia, przeciągają się rozkosznie, otwierają oczy i zaczynają się rozmowy:
– Jaki piękny dzień, rosa dzisiaj jest wyjątkowo smaczna.
– Dobrze, że Elka nas wczoraj podlała, bo chyba będzie spiekota.
– Czujecie ten słodki zapach wawrzynków? Niesie się po całym ogrodzie. Można się w nim zatracić!
Niestety, nie wszystkie głosy są zadowolone.
– Ale ty stary, pięknie zakwitłeś. Masz takie ogromne złociste kwiaty. Rozjaśniają cały ogród.
-Wypraszam sobie. Nie pamiętam, żebyśmy przeszli na ty. Jestem rzadkością. Nazywam się Miłek wiosenny. Więcej szacunku.
– Ta bezczelna mysz uwiła sobie gniazdo w moich korzeniach, a teraz chodzi wokół mnie taka spokojna  i udaje, że wszystko jest w porządku.
– Czy ta Elka jest mądra? Posadziła cię tak blisko mnie. Przecież ty urosłeś pół metra przez noc. Nie dosyć że ograbiasz mnie z jedzenia i wody, to za chwilę zasłonisz mi słońce i przestanę rosnąć.

Czytaj dalej

Angel

Wczesna wiosna to dla niej czas pracy. Jest ogrodniczką. Chodzi po ogrodzie, wyciąga roślinki spod okrycia, liczy straty i zastanawia się, co najpierw sadzić do doniczek, a  co może poczekać. Czasem wyczerpana ma wrażenie, że jej stan psychiczny jest zagrożony.

– Chyba wpadam w obłęd – myśli.
Któregoś dnia usłyszała:
– Nie przejmuj się, jesteśmy z tobą, pomagamy ci.
Natychmiast zadzwoniła do przyjaciółki i zapytała:
– Lucyna, to chyba schizofrenia?
– Nie, nie schizofrenia, nie przejmuj się, bo ja też słyszę podobnie jak ty.
To ją uspokoiło na chwilę, ale szybko zadała sobie pytanie:
– No dobrze, ale kto mi pomaga?
To co wydarzyło się  w najbliższą niedzielę być może było odpowiedzią na to pytanie Z powodu  wiosennego napięcia obudziła się o 4 rano. Postanowiła iść na mszę, która miała być odprawiana przy relikwiach św. Jadwigi do Katedry Wawelskiej na godz. 7
O szóstej rano była już w centrum, by delektować się niezwykle pięknym o tej porze Krakowem.

Widzenie

Trudno powiedzieć, jak wysoka była to postać : pięćdziesiąt a może sto metrów?
Ogromny, młody, niezwykle urodziwy mężczyzna.
Na równo przyciętych blond włosach miał nałożoną niedużą, złotą koronę.
Przy boku krótki, chyba, miecz.
Spódniczka sięgająca do połowy ud odsłaniała mocne nogi.
Cała postać spowita była w złocistą poświatę. Czułam niezwykłą energię, jaką przesyłała mi ta Postać.

Nie, nie był to sen. To było krótkie widzenie. Na mgnienie oka. Na dziedzińcu wawelskim i to w biały dzień.
Jednocześnie, bez słów, zrozumiałam, że mnie obroni.
A miał przed kim, bo akurat popadłam w szpony uzdrowicielki duchowej. Sprytnie manipulowała emocjami swoich klientów. Pewien lekarz holistyczny opowiadał mi, że pracownica UJ musiała iść na półroczny urlop zdrowotny po kontaktach z tą panią. Dziwił się, że ja tak łagodnie przeżyłam jej „leczenie”

 

Czytaj dalej