O Bożym Narodzeniu

Agnieszka była wtedy mała, jeszcze nie chodziła do szkoły. Mieszkała z rodzicami w jednym małym, zagraconym pokoju i leżała właśnie w  metalowym łóżeczku z siatką. Było Boże Narodzenie, lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku.
Do łóżeczka przytulała się choinka, bo  tylko tam było dla niej miejsce. Nad nosem Agnieszki dyndały kolorowe ozdoby, ale nie przeszkadzało jej to.

Inne myśli zaprzątały jej głowę. Bo chociaż bardzo mała, rozmyślała o równie małym Panu Jezusku.
– Jaki on biedny. Urodzony w żłóbku, nie miał niczego… A może było mu zimno? – tak bardzo mu współczuła – Panie Jezu, ja Ci wszystko oddam! – przyrzekała.
Wygląda na to, że usłyszał, może nawet się rozczulił, bo pilnował jej przez całe życie. Nawet wtedy gdy  o nim nie pamiętała.

Żyła skupiona na wartościach materialnych. Rodziła dzieci, pracowała i chorowała. W kościele bywała z rzadka. Była katoliczką wierzącą, ale nie praktykującą

Splot okoliczności sprawił, że powróciła do Kościoła. I to bez jej specjalnego udziału. Z perspektywy czasu widzi, że to Opatrzność  tak nią kierowała.

W Kościele znalazła uzdrowienie, pociechę, radość.

Chodziła  do swojego ulubionego kącika pod krzyżem. Zazwyczaj nikogo tam nie było. Mogła się skupić na modlitwie, a może po prostu na trwaniu? Często odlatywała myślami, a potem miała wrażenie, że nie wie, gdzie była. Zawsze ogarniał ją tam ogromny spokój i radość, także spokojna.

Aż kiedyś rozmodlona i w wielkim uniesieniu, z głębi serca, powiedziała do Pana Jezusa:

– Panie Jezu jestem Twoja!

Najbliższej nocy nad ranem miała sen: na swojej prawej ręce zobaczyła skromną, srebrną, płaską obrączkę…

Jednak najbardziej niezwykłe miało dopiero nadejść.
Dwa miesiące przed wybuchem pandemii modliła się pod swoim krzyżem, jak zwykle w intencji rodziny. Klęczała trochę dalej, ale kiedy się zbliżyła, poczuła, że ktoś ją głaszcze po głowie. Usłyszała też dużo dobrego na swój temat. A na koniec słowa: „Nic się nie bój, nic ci nie będzie”. Przy tym dostała  informację, że wszystkim, których ona zna też nic nie będzie.

Wtedy to ją zdziwiło, ale wkrótce miała się dowiedzieć, o co chodzi. Cały świat został zaatakowany przez zarazę. Od samego początku jej trwania Agnieszka się nie bała i nie boi się nadal.
Prowadzi ją to do wewnętrznego poczucia spokoju.
Jak mogłaby nie zaufać samemu Panu Jezusowi?

I gdy uświadomiła sobie wagę i znaczenie tego przekazu, a przede wszystkim jego formę- postać Jezusa, przypomniała sobie zdarzenie z lat dziecinnych i swoje przyrzeczenie.
W zdumieniu odkryła, że to ten sam Jezus, tylko teraz starszy, dorosły. To Jezus, który rósł razem z nią, tylko ona o tym nie wiedziała, nie dostrzegała zajęta prozą życia.
Na nowo odkryła znaczenie Bożego Narodzenia i wiedziała, że będzie zupełnie inne.
Już nie będzie śpiewać: Jezu, przyjdź! Dla niej przeobraziło się w: Jezu ufam Tobie.
Czas oczekiwania zamienił się w czas spełnienia.
To jest prawdziwe Boże Narodzenie.


Jeśli podobał ci się ten tekst zapraszam Cię do odwiedzenia kategorii warto wierzyć klikalny link, w którym znajdziesz inne teksty w podobnym stylu.

Sprawdź również inną moją historię dotyczącą Bożego Narodzenia

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. pola wymagane*