Był taki piękny. barczysty, wysoki brunet. i te jego ogromne, szkliste, kasztanowe oczy!!!
Dogadywaliśmy się znakomicie i nie wiadomo kiedy, stało się: zakochałam się. Powiedziałam mu o tym ze dwa razy i wtedy okazało się, że uczuciem zapałałam wyłącznie ja.
Z ogromną ulgą i nadzieją przyjęłam więc wiadomość, że na rynku ukazała się nowość, Eliksir Miłości.
Nie było na co czekać. Kupiłam go i najpierw postanowiłam wypróbować na sobie. Drżącą ręką psiknęłam sobie w nos. Działał natychmiastowo. Och, jak ja wtedy kochałam samą siebie, doceniałam, dowartościowałam. Nie było na świecie osoby tak godnej miłości jak ja sama.
W pełnym błogostanie zaległam na kanapie z pilotem w ręku. Na cały dzień. Sprawy do załatwienia stały się całkiem nieważne. Gorzej było następnego dnia rano, bo okazało się że przegapiłam wcześniej ustalony termin do lekarza.
Następnym obiektem moich doświadczeń stał się autobus miejski linii 152. Tym razem psiknęłam w przestrzeń, też tylko jeden raz. Znów skutek był natychmiastowy. Pasażerowie pojaśnieli, zaczęli się uśmiechać i rozmawiać. A pewien dziadek, jak się później okazało wzięty adwokat, zerwał się z miejsca, zaproponował mi kawę. Kiedy usłyszał że nie jestem zainteresowana, wręczył wizytówkę i poprosił:
– To chociaż proszę powiedzieć, jak ma pani na imię.
Stojące obok nastolatki chichotały radośnie.
Te doświadczenia sprawiły że nie polecam Eliksiru Miłości. Jak widać wyłącza on działanie umysłu i chociaż promocyjna cena 12,50 za sztukę jest bardzo kusząca to skutki jego stosowania mogą być opłakane.
Nie zastosuję go też w celu pobudzenia miłości u mojego ukochanego.
Jak dotąd, miał pewne problemy z zarabianiem na siebie, bo nadal mieszka z mamą. Aplikowanie eliksiru co 12 godzin byłoby niewątpliwie uciążliwe i na dłuższą metę kosztowne.
A gdyby tak rozkochał się do czerwoności i zapomniał o całym świecie, jakbym ja sobie poradziła z utrzymaniem jego i siebie?
Swietne!