Zakochała się. U niej to nic nadzwyczajnego, bo zakochana była prawie zawsze.
Pierwszy raz w wieku przedszkolnym, co ostatnio przypomniała jej nieco starsza kuzynka Tereska. Jej wybrankiem był rudy Stefanek, a miłość została ukoronowana ślubem. Podobno był nawet welon i przyjęcie weselne.
Później z niewielkimi przerwami zakochana była przez cały okres pobierania nauk. W czwartej klasie szkoły podstawowej razem z przyjaciółką pałały uczuciem do tego samego chłopaka o nazwisku Arczewski. O dziwo, nie przeszkadzało im to zupełnie i obie stojąc na balkonie drugiego piętra wyśpiewywały przebój Marino Mariniego pt ,Nie płacz kiedy odjadę’, a brzmiało to tak:
-Nie płacz kiedy odjadę Arczewski, Sercem będę przy tobie Arczewski… itd
Również w szkole podstawowej przeżyła inną piękną miłość. W tamtych czasach była dzieckiem z kluczem na szyi, bo oboje rodzice pracowali, a ona chodziła na obiady do sióstr Zytek.
Do tych samych sióstr Zytek chodziła jej miłość. Książki połykała wszędzie, nawet przy latarce pod kołdrą i doskonale wiedziała co zrobi z wygraną w totolotka.
Oczywiście za całą kwotę kupi książki. Wobec powyższych okoliczności nie dziwi fakt, że zakochała się w bibliotekarce. Starała się chodzić na obiady wtedy kiedy ona, wpatrywała się w nią rozanielona i była najszczęśliwsza kiedy pani bibliotekarka odpowiedziała na jej dzień dobry.
Wiele późniejszych zakochań było podobnie platonicznych. Jak np. to z pierwszego roku studiów.
Wzdychała przez parę miesięcy do pewnego kolegi, ale tylko do czasu gdy go usłyszała. Była zdumiona jego, delikatnie mówiąc, niewyszukanym głosem i uczucie prysło w jednej chwili.
Gorzej było przez ostatnie parę lat, bo nie miała odpowiedniego obiektu do kochania.
Źle się z tym czuła, czegoś jej brakowało. Zadawała sobie pytanie:
– A może nadchodzi starość?
Okazało się, że nie!
Trzy miesiące temu znów się zakochała, a ukochanego widziała też trzy razy. Nie chce częściej, żeby się nie rozczarować. A tak może sobie wyobrażać, że on odwzajemnia jej uczucie. Dzięki temu nasza bohaterka wprowadza się w stan zakochania, który uwielbia i posyła mu miłość. Wtedy akceptuje wszystkich dookoła, ma mnóstwo energii, co tu dużo gadać, jest po prostu przeszczęśliwa!
Ma wrażenie, że znają się od lat. Świetnie im się rozmawia i chociaż urodziwy to on nie jest, zdołał ją oczarować swoim ciepłym wnętrzem.
Podczas ostatniego spotkania poczuła coś, czego nie doświadczyła nigdy w życiu.
To było niesamowite!
Nagle stała się tak lekka jakbym zrzuciła skafander ciała i pozostał sam przezroczysty duch, taka mgiełka.
W tamtym momencie ujrzała oczami duszy błękitny ocean miłości.
Był ogromny i ozłocony promieniami słońca, a ona wiedziała, że jest do niego podłączona i może czerpać z niego bez ograniczeń.
Miała ochotę wziąć twarz ukochanego w dłonie i ucałować oczy.
Zamiast tego… uciekła. Dlaczego?
Dlatego, że tyle razy źle lokowała uczucia. Wydawało się jej, że ktoś czuje to samo, ale okazywało się, że tak nie było.
A teraz może romansować z ukochanym do woli. W wyobraźni.
Doszła do wniosku, że Wyższe Sfery stawiając na jej drodze niespełnione uczucia próbują ją nauczyć tej najpiękniejszej miłości, miłości bezwarunkowej…
Jednak zdaje sobie sprawę, że jej stany zakochania mogą mieć nazwę medyczną. Jej to nie przeszkadza, bo cóż może być piękniejszego miłość od przebywania w polu miłości…
Świetne, he, he! ♥️♥️♥️