Starzenie się i utrata bliskich to ciężkie przeżycie. Jak każdy, Ewa dobrze wie, że umrzeć trzeba i to jej nie martwi. Jest przekonana, że to tylko przejście z jednego świata do drugiego. Jej siostra często powtarza, że są gorsze rzeczy niż śmierć. Z taką sytuacją właśnie się zetknęła, bo najgorsze jest patrzenie jak kochana osoba, z dnia na dzień, staje się coraz bardziej niedołężna.
Mama Ewy osiągnęła tzw. piękny wiek. Dawniej to była iskra: zaradna, pracowita, rezolutna. I bardzo piękna. Teraz po operacji serca polegiwała, przysypiała, ledwo dochodziła do łazienki. To niby zwykła kolej rzeczy, ale Ewa nie mogła sobie z tym poradzić. Serce jej się kroiło, kiedy patrzyła na coraz bardziej niedołężną mamę.
Pewnego jesiennego dnia ubiegłego roku Ewa chodziła po maminym ogrodzie i nie mogła się uwolnić od czarnych myśli. Nie mogła zabrać się za cokolwiek, nie mogła sobie znaleźć miejsca.
I wtedy usłyszała głos wewnętrzny:
– Zostaw wszystko i idź na spacer
Tak też zrobiła. Pogoda była piękna, słoneczna, a park niedaleko domu. Na alejkach leżało mnóstwo świeżo opadłych liści. Zaczęła po nich brodzić podrzucając stopami do góry. Natarczywe myśli jej nie opuszczały i wtedy przypomniała sobie modlitwę zawierzenia ojca Dolindo. Raz za razem zaczęła powtarzać w myśli: „Jezu Ty się tym zajmij, Jezu Ty…”