Już dawno temu, kiedy przeglądałam internet, natknęłam się na piękny dwór w Stryszowie, położony zaledwie 40 km od Krakowa. Zbudowany w XVI wieku, obecnie pełni funkcję placówki muzealnej, jako oddział Zamku Królewskiego na Wawelu. Często mówię, że mogłabym zamieszkać gdziekolwiek na świecie, jeśli tylko przeniesiono by mi Wawel. Nic więc dziwnego, że gdy ujrzałam ten uroczy dwór, zaczęłam mruczeć pod nosem do przyjaciółki, że koniecznie musimy tam pojechać. Niestety, skończyło się tylko na mruczeniu.
Ale nagle, jak to bywa w życiu, okazało się, że moja znajoma Anna Malik miała wernisaż wystawy w tym właśnie miejscu. Nie mogłam przegapić takiej okazji i musiałam tam być!
Kiedy dotarłam na miejsce, zobaczyłam rozłożysty, biały dwór, który usadowił się na zielonej trawie.
Miałam przeczucie, że będzie to wyjątkowy dzień.
Wchodząc do przestronnej sieni, miałam wrażenie, że przenoszę się w inną epokę. Wszędzie bielutkie ściany, a okna , drzwi, ramy, sufity, schody z ciemnego drewna, antyki…Wystawa była urządzona w dwóch salach na parterze. Na ścianach zawisło mnóstwo obrazów malowanych na szkle oraz piękne rzeźby w drewnie.
Miałam przeczucie, że będzie to wyjątkowy dzień.
Wchodząc do przestronnej sieni, miałam wrażenie, że przenoszę się w inną epokę. Wszędzie bielutkie ściany, a okna , drzwi, ramy, sufity, schody z ciemnego drewna, antyki…Wystawa była urządzona w dwóch salach na parterze. Na ścianach zawisło mnóstwo obrazów malowanych na szkle oraz piękne rzeźby w drewnie.
Głównymi bohaterami wystawy były Matka Boża tuląca Dzieciątko, Madonna Karmiąca oraz bukiety. Ich wyraziste postaci zostały przedstawione pośród łąk, roślin i kwiatów, a barwy były jasne i czyste, przypominające nam o pięknie natury. I te złocistości, które dodawały całości jeszcze większej urody.
Sztuka ta została zainspirowana przez starożytnych mistrzów oraz sztukę ludową. Malarka, której dzieła mogłam podziwiać, z pewnością włożyła w swoje prace ogrom serca i pasji. Widać to było w każdym szczególe.
Jednym z najbardziej zachwycających elementów wystawy była rzeźba św. Franciszka otoczonego drewnianymi ptaszkami. To niesamowite, jak artystka potrafiła oddać w drewnie delikatność i delikatność tego świętego, a jednocześnie ukazać jego bliski kontakt z naturą.
Jednak to, co najbardziej zapadło mi w pamięć, to tytuł wystawy – „Czułość”. I rzeczywiście, czułość była wyczuwalna w każdym dziele. Była widoczna w ułożeniu rąk, głów, dłoni, po prostu wylewała się z obrazów. To był dla mnie wyjątkowy i wzruszający moment.