Tereskę poznała ze dwadzieścia lat temu. Zatrudniała ją w firmie, ale tylko do czasu, kiedy okazało się, że Tereska ma padaczkę. Musiała ją zwolnić, bo bała, się że podczas ataku może się uderzyć i zrobi sobie krzywdę.
Dawno się nie widziały, aż tu kiedyś telefon i głos Tereski..
– Dziękuję pani za dobre serce, za wszystko co pani dla mnie zrobiła.
– Ale ja nic nie zrobiłam – odpowiedziała.
– Wysłuchiwała mnie pani cierpliwie.
I tak już zostało i nasza bohaterka zaczęła jej pomagać, ale już w bardziej namacalny sposób.
Tereska to kupka nieszczęścia: katowana przez matkę, poniewierana przez męża i teścia, ignorowana przez córkę ponoć alkoholiczkę i narkomankę. Z rodziną nie ma żadnego kontaktu, jest samiuteńka. Kiedy wybiera się do miasta, dźwiga ze sobą parę wypchanych toreb z cenniejszymi rzeczami. Może ma manię prześladowczą? Zastanawiające jest, jak to wszystko może znieść… Okazuje się, że wsparcie otrzymała w kościele. Chodzi na posiłki dla bezdomnych, kąpie się u oo. Kapucynów i stamtąd dostaje jakieś ubrania. Żyje z nędznej zapomogi z MOPS-u i często nie starcza jej pieniędzy nawet na leki. Jak tu jej nie pomagać?