Dobra rada

– Józiu, nie przyjeżdżaj teraz do Krakowa. Jest tak upalnie, że ledwo żyję. Jak zwykle zdążyłam się  napracować w tym roku. Leżę na kanapie i wszystkie uroczystości oglądam w telewizji. Nigdzie nie chodzę. Poza tym tyle się słyszy o zamachach na całym świecie…
Tak doradziłam bratu ciotecznemu z Houston, który koniecznie chciał wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży pod  koniec lipca 2016 roku.

Sama  jednak  opuściłam kanapę.
Najpierw wybrałam się do Katedry Wawelskiej. Dotarłam tam dwa dni po wizycie papieża. Nigdy wcześniej ani później nie widziałam tak cudownego bukietu. Miał około dwa metry wysokości. Utrzymany w błękitnej tonacji utkany był z ogromnej ilości przeróżnych kwiatów.
Po prostu cudo!

Potem uległam namowom przyjaciółki i wybrałam się z nią na drogę krzyżową na krakowskie Błonia. Ledwo tam dokuśtykałam. Na szczęście znalazłam miejsce siedzące na trawniku pod drzewem.
Zmęczenie powoli ustąpiło, a jego miejsce zajęła ogromna radość. Pod koniec drogi krzyżowej oczywiste było, że na tym nie poprzestaniemy.
Ruszyłyśmy ze wszystkimi do Rynku Głównego. Znalazłyśmy się w strumieniu ludzi. W przeciwną stronę płynął drugi strumień. Nieznajomi przybijali piątkę, ktoś stał na poboczu i częstował jabłkami. Całą drogę śpiewaliśmy. Byłyśmy jak uskrzydlone. Wtedy nie czułam już absolutnie żadnego zmęczenia. Od młodzieży udzieliła nam się radość, życzliwość i beztroska.

Czytaj dalej

Spełnione Marzenie

Willla Decjusza nocą– Kareta zajechała – taka myśl pojawia się w mojej głowie, kiedy przyjeżdża autobus linii 152, aby zawieźć mnie do domu.
W dzieciństwie rozczytywałam się w bajkach i tak mi już zostało. Marzyłam niekiedy o pałacu i karecie…

To się zdarzyło ładnych parę lat temu. Akurat zakończyłam kurs nauki tanga. Dysponowałam wtedy  jeszcze niewielkimi umiejętnościami tanecznymi, ale mogłam już uczestniczyć w milongach, czyli nocnych, tanecznych spotkaniach miłośników tego niezwykłego tańca.
Bardzo chciałam zobaczyć, jak one  wyglądają. Od męża dostałam dyspensę z limitem czasu, to znaczy o 24 miałam być z powrotem.  Sama nie miałam odwagi, żeby tam się wybrać. Namówiłam więc koleżankę Lucynę i ruszyłyśmy.

Lucyna to odważna osoba, ma swoje zdanie i nie zwraca zbytnio uwagi na opinie otoczenia. Założyła długą suknię z dekoltem, we włosy wpięła kwiat i chociaż to blondynka, wyglądała jak prawdziwa Argentynka.

Na milongę na krakowskim Kazimierzu dotarłyśmy koło 21. Towarzystwo rozsiadło się wokół parkietu, muzyka grała, ale nikt nie tańczył. Pewnie się oswajali. Trochę to trwało. Zdołałyśmy zatańczyć tylko jeden raz i trzeba było wracać, bo zrobiła się 23.