To był piękny majowy czas. Pogoda słoneczna, ciepła, przyjazna. Najważniejsze jednak dla niej było to, że jednocześnie kwitły i bzy, i konwalie. Kochała wszystkie kwiaty, ale być może te najbardziej i dlatego wybrała się do ogrodu botanicznego.
Lekko frunęła po alejkach, ciesząc się wiosennymi świeżymi zapachami. Kiedy dopadła do krzewów bzu, przyciągała całe kiście do twarzy i wąchała, wąchała, przymykając oczy z rozkoszy. Napełniała się tym zapachem na cały rok.
Zbliżało się południe. Upał się nasilał i pewnie z tego powodu ogród opustoszał. Ruszyła do wyjścia, wybierając ocienione alejki.
Po obu stronach jednej z nich rozpościerały się łany konwalii. Soczyście zielone liście wyrastały jedne koło drugich, a między nimi masa łodyżek z białymi dzwoneczkami. Było tak gorąco, że nie miała siły, aby pochylić się i wąchać.
W tej chwili nie znała piękniejszego zapachu i dlatego pomyślała:
-Jak dobrze byłoby mieć je w ręce… Może by narwać. Nikogo nie ma w pobliżu…
Zaraz jednak pojawiła się następna myśl:
-Nie, przecież gdzie tylko mogę bronię przyrody.
Tak też zrobiła czyli nie zrobiła.