U cioci Mani

Jedlnia Kościelna to niewielka miejscowość koło Radomia blisko Puszczy Kozienickiej. Dawnymi czasy znana, bo to tutaj podróżujący królowie zatrzymywali się na odpoczynek i stąd wyruszali na polowania.
Kwitło rzemiosło i Jedlnia również.
W okresie, który opisuję, czasy świetności miała za sobą i nie wiadomo było, czy to wieś czy osada.

Było to miejsce skromne, ale bardzo mi bliskie. W Jedlni Kościelnej mieszkała ciocia Mania z babcią Anielcią i z dziećmi.
Jej dom był przestronny, drewniany, z przeszklonym gankiem i tajemniczym strychem pełnym skarbów.
Ciocia prowadziła gręplarnię, gdzie czyszczono owczą wełnę.
Niedaleko, w otoczeniu drzew, stał duży drewniany dwór największego gospodarza w okolicy. Byłam tam nieraz zabierana. Z nabożeństwem podziwiałam wnętrza, a szczególnie wiklinowy bujany foteli czystość tam panującą.

Dobra rada

– Józiu, nie przyjeżdżaj teraz do Krakowa. Jest tak upalnie, że ledwo żyję. Jak zwykle zdążyłam się  napracować w tym roku. Leżę na kanapie i wszystkie uroczystości oglądam w telewizji. Nigdzie nie chodzę. Poza tym tyle się słyszy o zamachach na całym świecie…
Tak doradziłam bratu ciotecznemu z Houston, który koniecznie chciał wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży pod  koniec lipca 2016 roku.

Sama  jednak  opuściłam kanapę.
Najpierw wybrałam się do Katedry Wawelskiej. Dotarłam tam dwa dni po wizycie papieża. Nigdy wcześniej ani później nie widziałam tak cudownego bukietu. Miał około dwa metry wysokości. Utrzymany w błękitnej tonacji utkany był z ogromnej ilości przeróżnych kwiatów.
Po prostu cudo!

Potem uległam namowom przyjaciółki i wybrałam się z nią na drogę krzyżową na krakowskie Błonia. Ledwo tam dokuśtykałam. Na szczęście znalazłam miejsce siedzące na trawniku pod drzewem.
Zmęczenie powoli ustąpiło, a jego miejsce zajęła ogromna radość. Pod koniec drogi krzyżowej oczywiste było, że na tym nie poprzestaniemy.
Ruszyłyśmy ze wszystkimi do Rynku Głównego. Znalazłyśmy się w strumieniu ludzi. W przeciwną stronę płynął drugi strumień. Nieznajomi przybijali piątkę, ktoś stał na poboczu i częstował jabłkami. Całą drogę śpiewaliśmy. Byłyśmy jak uskrzydlone. Wtedy nie czułam już absolutnie żadnego zmęczenia. Od młodzieży udzieliła nam się radość, życzliwość i beztroska.

Czytaj dalej