Chwile szczęścia w czasie zarazy

Wczoraj przeżyłam chwile szczęścia. Miałam konieczną wizytę u dentystki. W związku z tym musiałam przemieścić się do centrum miasta.
Do niedawna nie było tak źle, mogłam tam jechać raz na tydzień…

Ale…
To był pamiętny dzień. Dzień który zaważył na moim losie. Stałam przy blacie kuchennym, a mąż po dobrym obiadku zamyślony siedział przy stole. Nagle spojrzał do góry, oczy mu zajaśniały i cicho przemówił:
– Jestem twoim aniołem stróżem.
I przykręcił śrubę.

Od tej pory  jeszcze bardziej poczuwał się do obowiązku trzymania mnie w odosobnieniu.  Mogłam się poruszać jedynie w obrębie naszej dzielnicy. Miałam też absolutny zakaz wsiadania do autobusu.  Rozumiem  go, bo przecież funkcja anioła stróża zobowiązuje.
Ale tak mi się chciało do ludzi…

W śródmieściu nie byłam od dawna. Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności, już w autobusie linii 192 zaczęłam doznawać uczucia szczęścia.
To uczucie znacznie zmalało w momencie, kiedy dotarłam do drzwi gabinetu stomatologicznego, ale tylko na chwilę. Moja pani dentystka Kinga to anielska istota: spokojna, delikatna, troskliwa. Z ogromnym zaufaniem oddałam się w jej ręce.

Prosta metoda na pozbycie się grypy według ks. Kneippa

Ksiądz Sebastian Kneipp żył w XIX wieku. Jego metody leczenia to zabiegi głównie z zimnej wody. Zalecał również stosowanie ziół i zdrową dietę. W swoich książkach stale powtarzał proste stwierdzenia tak, żeby każdy był w stanie je zrozumieć: Trzeba wydalić zgniłe materie i uregulować krążenie krwi. Służyły temu właśnie zabiegi z wody.
Przy okazji opowiem o moim tacie, który mając 50 lat, przywiózł tę książkę od rodziny z Kanady. Czuł się wtedy dość kiepsko bo stale bolała go głowa, a poza tym był stanowczo za gruby. Tata niezwykle zapalił się do metod księdza Kneippa i wykonywał jego zalecenia dokładnie i z zapałem. Szybko stracił tuszę, za to nabrał dużo energii. Robił też kąpiele oczu w świetliku. Ja wtedy chodziłam do liceum, pamiętam, że rano nie mógł otworzyć oczu tyle ’ świństwa’ z nich wychodziło. Po tych zabiegach nie używał okularów do czytania, a cała rodzina zachwycała się oczami wujka Janka, bo z szaroburych stały się niebieskie jak bławatki. Dożył w niezłej formie 93 lat. Cerę miał jak brzoskwinka.

Nie byłam równie zapalona do dbania o siebie i dlatego chcę powiedzieć tylko o tych metodach, które  sama stosowałam. Wiem, że są skuteczne.

Pierwsza, którą uważam, że wszyscy powinni znać, to omywanie ciała wodą w chorobach typu przeziębienie, katar, grypa.

Chory musi położyć się do łóżka i mocno rozgrzać. Do miski wlewamy wodę i ocet jabłkowy/ 1/4 objętości octu . Zimą woda ma być gorąca, w lecie zimna. Zanurzamy ręcznik w przygotowanym roztworze i odciskamy z nadmiaru wody. Następnie zwilżamy szybko całe ciało chorego lub swoje. Zabieg nie może trwać dłużej jak minutę. Każde miejsce na ciele ma być zwilżone 2 lub 3 razy. Nie omywamy jedynie włosów.
Jeżeli zabiegi robimy zimą  stosujemy ciepłą wodę. Jednak ostatnie omywanie musi być zrobione zimną wodą. Na mokre ciało zakładamy najlepiej szlafrok z lnu. Teraz  nie do dostania, ale może być piżama lub szlafrok ale z naturalnego włókna. Kładziemy się do nagrzanego łóżka, szczelnie okrywamy. Tak leżymy 1 godzinę. Po godzinie zabieg powtarzamy. Możemy to robić 5- 6 razy. Zależy  schorzenia, ale zazwyczaj po drugim, trzecim zwilżaniu występują obfite poty.( ks. Kneipp zwilżania nazywa omywaniami).
Ta część leczenia nie jest przyjemna, bo nieraz poty są bardzo obfite.  Następnego dnia człowiek jest też niezwykle słaby, ale to koniec ujemnych stron tej metody
Kilkanaście lat temu wyleczyłam w ten sposób córkę. Miała koło 40 stopni, to była sobota. Nie chciała tych zabiegów, jednak nie miała wyjścia. Zrobiłam jej 2 omywania, bardzo się pociła i trzeba było użyć dwóch szlafroków. Rano miała temp 36,6 . Jej znajomi byli chorzy przez  3 tygodnie a jako że przebywali razem najprawdopodobniej byli zainfekowani tym samym wirusem.

Spotkanie z Dalajlamą

Dwanaście lat temu odwiedził Polskę charyzmatyczny przywódca Tybetańczyków, Dalajlama. Przyjechał również do Krakowa, aby odebrać doktorat honoris causa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ostatnim punktem programu w naszym mieście było spotkanie ze studentami w Auditorium Maximum.

Ja, entuzjastka, namówiłam dwie koleżanki, żebyśmy tam poszły:
– Zobaczycie, że dostaniemy się do auli.
Tym razem mój optymizm zawiódł, bo pod gmachem zgromadziły się nieprzebrane tłumy. Głowa przy głowie. Musiałyśmy odejść około stu metrów od wejścia, żeby tłum nas nie stratował. Czekałyśmy cierpliwie ze wszystkimi.
No bo jak inaczej mogłyśmy uczcić taką osobistość?
Przecież miliony ludzi na świecie czyta jego książki, a nauki w nich zawarte wykorzystuje w życiu. Dalajlama jeździ z misją pokojową po całym globie, a cenią go i poważają najwięksi tego świata.

Jego nauki są proste:
– Dobre serce i rozwijanie wewnętrznych wartości jest kluczem do życia każdego człowieka i pokoju na świecie.
– Dawajcie miłość i dobro, by móc oczekiwać tego samego od innych ludzi. A jeżeli nie możecie dawać dobra, to nie róbcie zła.
Czytaj dalej

Zosia

Kłodzko to niewielkie dolnośląskie miasteczko. Parę lat temu wybrałam się tam na zorganizowaną wycieczkę. Spaliśmy i jedliśmy u sióstr Elżbietanek. Codziennie odkrywaliśmy coraz to nowe uroki Kotliny Kłodzkiej .
To był koniec maja, pogoda ciepła, przyjazna, łagodna.

Po późnym obiedzie większość wycieczkowiczów wyległa przed dom. Ja również.
Błogo nastrojona, odprężona, oparłam się o kamienny murek.
I wtedy podeszła do mnie kobieta. Jak się zaraz okazało, miała na imię Zosia. Ubrana w gruby, czarny płaszcz, za ciepły na tę porę roku. Chociaż luźny nie tuszował jej przeraźliwego wychudzenia. Na nosie okulary z cylindrycznymi szkłami. Wzbudzała współczucie.
– Podoba się pani Kłodzko? – zagadnęła
– Tak, bardzo – odpowiedziałam zgodnie z prawdą
– A mnie nie.

I tu niespodziewanie zaczęła opowieść o swoim życiu.
U  sióstr jadała obiady. Żaliła się, że mąż nie żyje, a ona mieszka sama. Dwoje, dobrze ustawionych dzieci, mieszka poza Kłodzkiem. Czeka ją operacja na oczy, a kasy brak. Dałam jej trochę pieniędzy, a ona, być może z wdzięczności, zaproponowała przechadzkę po mieście. Zosia wzięła mnie pod rękę, co było nawet miłe, bo była czyściutka i pachniała mydełkiem Bambino.

Czytaj dalej