Kanapka

Na początku pandemii popełniłam przestępstwo. Mąż, w swojej łaskawości, zezwolił mi na zrobienie zakupów w sklepie spożywczym. Wyposażona w duży wózek na kółkach udałam się po żywność. Ponieważ nie było wszystkich produktów w jednym sklepie, poszłam do drugiego. Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim i wtedy usłyszałam:
– Jesteś nieodpowiedzialna. Miałaś przepustkę tylko do jednego sklepu.

Dostałam szlaban. Przez dwa miesiące nie wychodziłam poza teren ogrodu. Mąż, uzbrojony w rękawiczki i maseczkę, raz na tydzień wyruszał po prowiant. Często brakowało jakiś produktów, ale nie buntowałam się. Pandemia to pandemia. Wszyscy znosili przecież pewne niedogodności. Poza tym miałam tyle pracy w ogrodzie że nie miałam czasu nad tym się zastanawiać .

Po jakimś czasie emocje zaczęły opadać, choć w naszym gospodarstwie domowym ciągle brakowało jakichś produktów .
W czasie dwumiesięcznego odosobnienia przemyślałam ostatnie wydarzenia i doszłam do wniosku, że pożyłam już dość długo. Urodziłam dwoje dzieci, które są już mocno dojrzałe i zaradne. Naharowałam się tez nieźle.
Byłam przekonana, że nic a nic nie boję się zarazy. Jeśli umrę, to trudno.

Któregoś wieczora zrobiłam sobie kanapkę z produktów, które od dawna wszystkie na raz nie gościły na naszym stole. Kanapka składała się z: ciemnego chleba, masełka, plasterka szynki i pomidorów. Stanęłam na progu domu, odgryzłam kęs… Była przepyszna!
Chyba ten zapomniany smak sprawił, że poczułam się nieziemsko szczęśliwa.

Czytaj dalej