Chwile szczęścia w czasie zarazy

Wczoraj przeżyłam chwile szczęścia. Miałam konieczną wizytę u dentystki. W związku z tym musiałam przemieścić się do centrum miasta.
Do niedawna nie było tak źle, mogłam tam jechać raz na tydzień…

Ale…
To był pamiętny dzień. Dzień który zaważył na moim losie. Stałam przy blacie kuchennym, a mąż po dobrym obiadku zamyślony siedział przy stole. Nagle spojrzał do góry, oczy mu zajaśniały i cicho przemówił:
– Jestem twoim aniołem stróżem.
I przykręcił śrubę.

Od tej pory  jeszcze bardziej poczuwał się do obowiązku trzymania mnie w odosobnieniu.  Mogłam się poruszać jedynie w obrębie naszej dzielnicy. Miałam też absolutny zakaz wsiadania do autobusu.  Rozumiem  go, bo przecież funkcja anioła stróża zobowiązuje.
Ale tak mi się chciało do ludzi…

W śródmieściu nie byłam od dawna. Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności, już w autobusie linii 192 zaczęłam doznawać uczucia szczęścia.
To uczucie znacznie zmalało w momencie, kiedy dotarłam do drzwi gabinetu stomatologicznego, ale tylko na chwilę. Moja pani dentystka Kinga to anielska istota: spokojna, delikatna, troskliwa. Z ogromnym zaufaniem oddałam się w jej ręce.